Mój miesiąc bez mięsa + przepisy wegetariańskie

/
12 Comments
W marcu postanowiłam zrobić coś na co nigdy nie starczyło mi odwagi, czasu ani - co najważniejsze - chęci. Postanowiłam przeżyć miesiąc bez mięsa, co nie było dla mnie łatwe i potwierdzą to wszystkie osoby, które kiedykolwiek spędziły ze mną odrobinę więcej czasu i spróbowały moich steków lub burgerów.

Wielokrotnie napotykałam na swojej drodze osoby wege - zdarzało się, że byli to obrońcy zwierząt i nie jedli mięsa ze względu na swój światopogląd, zdarzały się też takie, które mówiły wprost, że mięso im nie smakuje. I jednym i drugim mogłabym bez trudu odbić piłeczkę, jednak ci mówiący, że nie jedzą mięsa, bo im nie smakuje najczęściej nigdy nie mieli do czynienia z dobrze przyrządzonym stekiem wołowym lub odpowiednio upieczonym indykiem. Należę do tych osób, które uważają, że człowiek jest w stanie zjeść wszystko pod warunkiem, że mu się to dobrze przygotuje i apetycznie poda - nawet jeżeli miałyby to być bycze jaja w sosie z krowich jelit. 
Zdarzało mi się także spotykać z osobami, które wolały kotlety sojowe zamiast tych schabowych i próbowały wcielać w mój jadłospis produkty wegetariańskie - wychodziło im to mizernie, mi natomiast wprowadzenie w ich jadłospis przygotowanej przeze mnie karkówki lub domowej roboty burgera, nie sprawiło wielkich trudności. No cóż - podobno umiem gotować i o ile mi się tylko chcę, potrafię zrobić naprawdę dobry posiłek.



Marcowe wyzwanie było przede wszystkim zmianą nastawienia. Musiałam pamiętać przez pierwsze dni, że przecież nie jem mięsa, więc kanapka z szynką na śniadanie nie wchodzi w grę. Zadanie miałam o tyle utrudnione, że osoby z mojego najbliższego otoczenia nadal pożywiały się głównie mięsem, chociaż jeżeli już gotowałam to nie narzekali, powiedziałabym nawet, że jedli aż się uszy trzęsły! Co więcej - mi również smakowało, do tego stopnia, że zaczęłam poważnie rozważać moje definitywne przejście na wegetarianizm, bo poza niezwykłymi kombinacjami potraw, które wywoływały fantastyczne odczucia smakowe, dużo lepiej się czułam i bynajmniej nie chodzi tutaj o moją wagę, ale o ogólne samopoczucie. Bardzo szybko zauważyłam, że podczas diety bezmięsnej znacznie lepiej się wysypiałam, miałam więcej energii oraz czułam się zdecydowanie lżej po posiłku. Moja rodzina od lat stosuje dietę dopasowaną do grupy krwi - okazała się ona zbawienna dla mojego ojca, który po zawale zmienił swój tryb życia i jest teraz młodym bogiem, dlatego być może wpływ na moje samopoczucie miała właśnie moja krew, a jest nią A RH+. Według tej ideologii, osoby z a rh+ praktycznie nie powinny spożywać posiłków mięsnych - najzwyczajniej w świecie gorzej je trawią.

Wybór przepisów

Kiedyś żyłam w przeświadczeniu, że obiad bez mięsa to nie obiad, dlatego najważniejszym elementem rozpoczęcia zmiany stylu jedzenia było znalezienie kilku(nastu) przepisów obiadowych, które nie dość, że zawierają produkty warzywne jakie lubię, ale też takie, którymi się najzwyczajniej w świecie najem. Kiedyś wegetarianizm kojarzył mi się z jedzeniem sałatek i przegryzaniem sałaty pomidorem, Teraz wiedziałam o tym odrobinę więcej, jednak nadal musiałam poszukać najciekawszych pomysłów i apetycznych przepisów, które sprawią, że najem się do syta. Trafiłam na kilka stron - puszka.pl, zwegowani.pl i kilka blogów, poświęconych dietom roślinnym. Potrafiłam bez trudu wymyślić śniadanie, które było nie dość, że apetyczne to jeszcze pełnowartościowe. Udało mi się wyselekcjonować kilka dań, które zaplanowałam ugotować i przyznam szczerze, że kilka z nich na stałe zagości w moim menu. 

Lazania wegetariańska

Wybór odpowiedniego przepisu był trudny - nigdy wcześniej nie robiłam lazanii, więc sugerowałam się zdjęciem, które wydawało mi się najbardziej estetyczne. W ciągu miesiąca wegetariańskiego udało mi się przyrządzić ją trzy razy i za każdym razem delikatnie modyfikowałam przepis, tak by był nie tyle dobry, ale wręcz idealny - przynajmniej dla mnie i taką wersję wam przedstawię.



Składniki:
  • 1 bakłażan
  • 2 średnie cukinie 
  • 2 puszki lub kartoniki krojonych pomidorów
  • 2 papryki
  • 1 marchewka
  • kilka pieczarek
  • 1 cebula
  • 3 łodygi bazylii
  • 12 płatów Lasagne
  • 2-3 kulki Mozzarelli
  • 400 g sera Cheddar
  • 1-2 papryczki chili lub habanero
  • sól i świeżo zmielony pieprz
  • oliwa
Przygotowanie

Warzywa należy umyć i osuszyć. Bakłażana pokroić wzdłuż (cienko!) i posolić i odstawiać na kilka minut żeby odsączyć toksyczne soki jakie się w nim znajdują (tego dowiedziałam się z jakiegoś odcinka Magdy G.) Cukinie i pieczarki pokroić na plasterki, papryki i cebulę w kosteczkę. Marchewkę zetrzeć na tarce. 
Na patelni podgrzewamy oliwę i dodajemy cebulę, startą marchewkę, papryki i pieczarki. Wszystko smażymy kilka minut, tak by cebula się zeszkliła, a inne warzywa zmiękły. Dodajemy krojone pomidory i przyprawiamy solą, pieprzem, bazylią i innymi przyprawami jeżeli mamy na nie ochotę (ja gustuję w ostrej papryce, bazylii, oregano bądź ziołach prowansalskich). Wszystko smażymy/dusimy kilkanaście minut co jakiś czas mieszając. Ważne, żeby sos wam smakował - jeżeli nie będzie wam smakował z patelni to sama lazania nie będzie najlepsza. 
Na drugiej patelni smażymy plastry cukinii oraz bakłażana. 
Warto mieć już pokrojoną mozzarelle i starty ser cheddar, by samo konstruowanie lazanii przebiegało w miarę szybko.
Do osolonej wody dodajemy dość sporo oliwy, tak by zanurzane płaty lazanii nam się nie sklejały. Gdy woda się już zagotuje możemy wrzucać płaty lazanii - ja wrzucałam po dwa lub trzy i gotowałam je na półmiękko - wystarczy zobaczyć jak długo producent makaronu zaleca gotować makaron i podzielić ten czas przez pół ;). 
Wyciągamy płaty ostrożnie i dajemy na talerzyk żeby troszkę się odsączyły z wody - potem układamy je w naczyniu żaroodpornym, tak by zajęły całą powierzchnię podstawy (w tym miejscu chciałabym podziękować mojemu nauczycielowi matematyki z czasów liceum - Panie Robercie, dziękuję za trud włożony w nauczanie mnie tej trudnej dziedziny, zapamiętałam co to pole powierzchni oraz podstawa). Makaron smarujemy sosem (ja robiłam to dość obficie, tak by nie było za dużo prześwitów do makaronu. Układamy teraz plastry cukinii oraz bakłażana, a całość przykrywamy startym serem cheddar i kilkoma plastrami mozzarelli. Między mozzarelle warto położyć listki bazylii ;). Całość przykrywamy kolejnymi płatami lazanii (które się w tym czasie gotowały ;)) i powtarzamy czynność do wyczerpania zapasów. Ostatnią warstwę makaronu przykrywamy tylko serem cheddar, mozzarellą i bazylią. Można dać tam też kilka plastrów papryczki habanero, ale wtedy lazania będzie bardzo pikantna. 
Naczynie żaroodporne wkładamy do piekarnika rozgrzanego na 180 stopni i pieczemy około 20 minut.


Cukiniowe placuszki z suszonymi pomidorami


1 cukinia
kilka ugotowanych ziemniaków
2 jajka
pół szklanki mąki
pół szklanki bułki tartej
3 ząbki czosnku
kilka suszonych pomidorów
zioła prowansalskie
ostra papryka
sól
pieprz
oliwa

Cukinie ścieramy na tarce, najlepiej na jak największych oczkach, czosnek albo siekamy, albo korzystamy z wyciskarki do czosnku (jakkolwiek to się nazywa). Ugotowane ziemniaki zgniatamy widelcem i dodajemy do cukinii i czosnku. Dodajemy jajka i posiekane suszone pomidory. Przyprawiamy solą, pieprzem, papryką i ziołami prowansalskimi. Dodajemy mąkę i bułkę tartą, a gdy całość zmieszamy i będzie mieć w miarę gęstą konsystencję, formujemy z naszej 'papki' kotleciki i wrzucamy na rozgrzaną patelnię, wcześniej skropioną oliwą. Jeżeli papka nie jest wystarczająco gęsta - dodajcie troszkę mąki lub bułki tartej. 

Kotleciki z farszu z ruskich pierogów

Przepisów na farsz na ruskie pierogi jest chyba tyle ile gospodyń w Polsce - warto więc zapytać babci lub mamy, jakich proporcji używa, bo zapewne ten właśnie farsz będzie nam najbardziej smakował.
Ja lubię farsz z dużą ilością cebuli, z przewagą ziemniaków i zazwyczaj robię go na smak i nie korzystam z takiej lub innej ilości ziemniaków czy sera. Przed przygotowaniem jednak, zawsze pod ręką mam:

0,5 kg twarogu półtłustego
1 kg ziemniaków
2-3 duże cebule
sól
pieprz


Cebule siekamy na kostkę i smażymy na oliwie. Zawsze podczas smażenia sole ją odrobinę, by puściła soki. Ugotowane ziemniaki przepuszczamy przez praskę (jeśli mamy, ja nie mam, więc ugniatam je na wszystkie możliwe sposoby, tak by wyszła papka*), dodajemy sera i cebule. Całość mieszamy tak, by składniki się połączyły. Całość doprawiamy do smaku - nie żałujcie pieprzu ani soli - przynajmniej na początku ;) Zanim całość będzie doprawiona minie kilka chwil, a wy pewnie najecie się samym farszem, bo naturalnie trzeba spróbować kilka razy, czy smak nam odpowiada. Gdy już tak jest do miseczki wbijamy jajko lub dwa - zależy ile kotlecików chcemy przygotować. Formujemy z farszu kotlety i moczymy w jajku z obu stron. Obtaczamy w bułce tartej i wrzucamy na rozgrzaną patelnie. Kotlety obracamy delikatnie, żeby się nie rozbiły, po kilku rozwalonych kotlecikach nabierzecie wprawy ;)

Tiramisu bez kawy

kakao
likier amaretto lub whiskey
8 żółtek
8 łyżek cukru
500 g serka mascarpone
250 g biszkoptów



Zamiast kawy, używam kakao, ponieważ pierwsze tiramisu robiłam dla osoby, której właśnie smak kawy nie odpowiadał. Wiadomo, że nie jest to klasyczne tiramisu i wiele osób mogłoby się obrazić nazywaniem mojego deseru, deserem Tiramisu, ale uważam, że warto mieć jakąś alternatywę ;)
Do kubka wsypujemy około dwie łyżeczki kakao i zalewamy wrzątkiem. Dodajemy odrobinę alkoholu - ja dodaję jeden kieliszek do 250ml zaparzonego kakao. Warto ostudzić naszą mieszankę, tak by łatwiej było nam później maczać w niej biszkopty. 
Żółtka oddzielamy od białek, białka wyrzucamy, a do żółtek dodajemy cukier. Ubijamy mikserem dość długo - ma wyjść puszysta i gęsta masa. W drugiej misce miksujemy serek mascarpone - robimy to około 3 minut i stopniowo dodajemy ubitą z żółtek i cukru masę. Całość miksujemy aż masa będzie bardzo puszysta i jednolita. Biszkopty maczamy w misce, do której wcześniej nalaliśmy kakao i układamy w naczyniu. Na ułożone biszkopty wylewamy masę z serka i korzystając z sitka, posypujemy kakao. Na posypaną masę z serka układamy kolejne biszkopty i wszystkie czynności powtarzamy do wykorzystania składników. Ostatnią warstwą ma być krem.
Naczynie wstawiamy do lodówki na około 3 godziny, chociaż ja wolę jeść tiramisu dopiero następnego dnia. 

Smacznego!





Wnioski

Tak jak wcześniej wspomniałam - po jedzeniu rzeczy tylko wegetariańskich czułam się zdecydowanie lepiej. Zaczęłam wierzyć, że w istocie warzywa to zdrowie. Było mi jednak przykro, że znalezienie restauracji z menu bezmięsnym jest niebywale trudne, o dowozie jedzenia nie wspominając. Bardzo zasmakował mi falafel w sami-am-am (ul. Wawrzyńca w Krakowie), ale nadal uważam, że wegetarianie mają znacznie utrudnione zadanie jeśli chodzi o zamawianie jedzenia np. podczas imprez. Każde wyjście na miasto wiązało się z dokładnym przemyśleniem gdzie mogę zjeść, bo nie oszukujmy się - niemal każda knajpa ma w menu coś wege, ale jest to bardzo okrojony wybór, jeżeli chcemy zjeść coś bardziej wymyślnego niż sałatka grecka. Wielokrotnie powtarzały się pytania, czy zamierzam przejść na wegetarianizm - kiedyś być może tak, ale tylko w momencie gdy pozwoli mi na to więcej czasu, bo przy obecnym trybie życia niestety nie mam jak przygotowywać sobie codziennie pełnowartościowych posiłków, jednak zdecydowanie wprowadzę do swojego menu potrawy wegetariańskie, bo nie dość, że są zdrowe, to jeszcze przepyszne i bez trudu potrafią zastąpić mięso. Walory smakowe potraw jakie jadałam były zdecydowanie barwniejsze niż w przypadku wołowiny czy też kurczaka i właśnie to najbardziej polubiłam. Zachęcam was wszystkich do spróbowania jedzenia rzeczy bezmięsnych przez miesiąc, jest to pewnego rodzaju przygoda dla osób, które kochają kebaba lub kotleta schabowego, ale na pewno wywrze to na was wrażenie. 



















You may also like

12 komentarzy:

  1. Tiramizju to nie jest miensne

    OdpowiedzUsuń
  2. Też przez jakiś czas nie jadłam mięsa. Niestety miałam przez to małe problemy zdrowotne.
    Świetny post. Fajne przepisy, na pewno jakiegoś użyję :)

    PLF blog <--- ZAPRASZAM! :)
    Lensooon <--- INSTAGRAM :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyglada smacznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Klaudia, bedzie cos o jakis serialach jeszcze, bo wiem juz co jesc ale nie mam co ogladac do tego!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wygląda bardzo smacznie, na pewno spróbuje kiedyś wegetariańskiej lazani, może i przebije tą mięsną, którą kocham mocno:) Co do wegetarianizmu, jest on w porządku, o ile każdy da rade sobie zastąpić wartości odżywcze znajdujące się w mięsie, wegetariańskim odpowiednikiem, a Tobie się to udało, co mogę wywnioskować czytając notkę.Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny post oraz blog!
    Zostaję na dłużej definitywnie ♥

    http://www.enyere-ee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ wszystko pysznie wygląda! Jednak dla mnie nawet nie jedzenie mięsa w piątek to wyzwanie, więc chyba nie podołałabym idei wege-miesiąca...
    pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. uwielbiam to, jak potrafisz wszystko estetycznie rozłożyć na talerzu! spod mojej ręki zawsze wychodzi rozpaćkana kupa, bardzo smaczna, ale nadal kupa.
    skinsowelove

    OdpowiedzUsuń
  9. fantastyczny post!

    OdpowiedzUsuń
  10. fajne przpeisy, ja jestem weganka od roku :) ps. robie kupe

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawe wyzwanie. Myślałam nad takim samym jak i z weganizmem ale to drugie jest o wiele trudniejsze. Na razie nie mam zamiaru w każdym razie. Osobiście jednak jestem semiwegetarianką z tego względu, że właśnie inne mięso niż drobiowe mi nie smakuje. Szkoda tylko, że już ćwiartki z kurczaka mi się prawie przejadły - ugotowanym na jakiś czas dziękuję. Królików nie zjadłabym (ewentualnie za jakąś naprawdę dobrą sumę)... Przykre wspomnienia. Ani koziny czy koniny. Tego ostatniego nigdy nie spróbuję. Nie podzielam Twojego zdania, że każde mięso jeśli jest tylko odpowiednio doprawione i podane da się zjeść. Jedna dieta dla osoby z grupą krwi np. jak Twoja może nie pasować innemu człowiekowi również posiadającemu taką grupę, taka prawda.
    *Lasagne
    W każdym razie gratuluję wytrwałości. Dobre zdjęcia.
    Screatlieve.blogspot.com
    Chwila-smaku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń