O mężczyznach w moim życiu #2

/
6 Comments
Nie ma co mówić - wyrwano mnie na intelekt i właśnie to zawsze doceniałam w moich późniejszych miłościach. Relacja z Tomaszem była dużo bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać. Dzieliliśmy wspólnie pasje, mieliśmy o czym rozmawiać i na tamten czas wydawał mi się tym jedynym. Pewnego dnia przyszłam do domu i zakomunikowałam mojej mamie, że znalazłam męża. Cieszę się, że moja współtwórczyni nie zechciała zniechęcić mnie do większego zaangażowania i zaczęła jedynie dopytywać o to jak się nazywa i który to. No cóż - nie był w typie mojej mamy, ponieważ w pierwszej klasie podstawówki miał posturę 17-letniego chłopaka oraz królicze zęby. Ja wierzyłam jednak, że wyrośnie z tych małych niedoskonałości i będziemy najpiękniejszą z możliwych par stojących kiedykolwiek na ślubnym kobiercu. Wraz z Tomkiem uwielbialiśmy serial Power Rangers i na każdej przerwie bawiliśmy się w odgrywanie ostatnich odcinków. Ja naturalnie musiałam być różową wojowniczką - on zielonym tudzież białym wojownikiem (zależało od tego jaki kolor przybierał Tommy - swoją drogą najprzystojniejszy z aktorów, którzy grali w tym serialu). Nasza zabawa zazwyczaj polegała na gonieniu siebie nawzajem, chociaż mocno wierzyliśmy, że walczymy ze złymi siłami mocy reprezentowanymi przed wyimaginowaną przez nas Ritę. Gdy spoglądam z perspektywy czasu na nasze zabawy, muszę przyznać, że niestety już wtedy można było dostrzec rozwijające się we mnie popędy seksualne, ponieważ katowałam mojego chłopaka wizją tego, że "zły" porywa mnie do swojej jaskini oraz przypina kajdanami do kamieni. Biały wojownik musiał uratować swoją wojowniczkę, bo jeśli nie to....no właśnie - nie wiedziałam do końca co by mi się stało, ale skrępowanie moich kończyn było esencją tej zabawy.
Nasza miłość rosła, ale nadal trwaliśmy w nieformalnej relacji - szybko postanowiliśmy to jednak zmienić i skorzystaliśmy z nadarzającej się okazji, jaką była zielona szkoła. Miało to miejsce w Kołobrzegu, gdzie pojechaliśmy całą klasą. Nasz związek był tak oficjalny, że świadkiem ślubu była nasza wychowawczyni i gratulowała nam wejścia na nową ścieżkę życia. Ceremonię odprawiała moja przyjaciółka, a zaraz po sakramentalnym TAK, daliśmy sobie buzi w policzek. Moje pierwsze małżeństwo nie trwało jednak długo - następnego dnia posprzeczaliśmy się podczas ustawiania dwójkami i zażądałam rozwodu. Formalnie nigdy do niego nie doszło, ale od tamtej chwili przestaliśmy biegać za sobą na przerwach, a o wspólnym rozmowach nie było już mowy. Nigdy (a chodziłam z nim do klasy jeszcze dobrych kilka lat).

Moją kolejną sympatią był Grzesiek, który poprosił mnie o chodzenie chyba tylko dlatego, że każdy fajniejszy chłopak miał wtedy dziewczynę, podobnie jak każda fajniejsza dziewczyna miała chłopaka. W naszej klasie temat rozchodził się między trzema chłopcami - Piotrkiem, Grześkiem i Krzyśkiem. Właściwie w każdym byłam w jakimś stopniu zakochana, no bo tak wypadało. Mój ukochany był skejtem i nigdy nie zapomnę naszej pierwszej poważnej randki do kina. Poszliśmy na film "Bezsenność", który w tamtym czasie uważałam za głupi i nudny. Teraz wiem jak bardzo się myliłam, jednak nie to było najistotniejszą rzeczą tamtego wieczoru. Siedziałam obok mojego chłopaka dobre pół godziny, kiedy wreszcie stało się to i poczułam motylki w brzuchu, a podniecenie wprawiło mnie w drżenie całego ciała. Zadał to pytanie dość nieśmiało, ale w końcu musiało do tego dojść
- Czy mogę Cię przytulić?
- Tak

I objął mnie swoim męskim ramieniem....

Nasz związek nie przetrwał jednak operacji "pustynna burza", jaką zaplanowali chłopcy z naszej klasy. Zmówili się by jednego dnia zerwać ze swoimi dziewczynami - nie wiem czy w tym czasie wracała moda na "gang chłopaków" i "gang bab", ale szybko dowiedziałyśmy się co nasi ukochani planują. Ja zawsze miałam w sobie coś z drama queen, więc postanowiłam kupić dużego lizaka w kształcie serca, potłuc go i rzucić nim w mojego chłopaka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że lizak kosztował ok 8 zł, a moje kieszonkowe nie przekraczały 60 zł miesięcznie, co tylko potwierdzało jak wiele dla mnie znaczył Grzesiek. No cóż - chłopaka skejta ma się naprawdę dość rzadko.










Pierścionki: C&A
Naszyjnik: Mango
Koszulka: H&M




You may also like

6 komentarzy:

  1. Myślałam, że po zdjęciach będzie jeszcze coś.... Jakoś krótko :C

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudownie <3 piekne zdjecia, swietna notka i nawet nie wiesz jak mi milo, ze Twoj pierwszy slub odbyl sie w moim miescie ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. No po prostu przeuwielbiam Twoj styl pisania! Naprawde + bardzo fajnie,ze ta notka też ma troche zdjec twojej slodkiej mordki! Oby tak dalej!
    Ps doobra stylowka ziom:* buźki

    OdpowiedzUsuń
  4. Insiku wielbie Cię i Twoje notki+poczucie humoru :>

    OdpowiedzUsuń