PODSUMOWANIE ROKU 2014

/
10 Comments
Tegoroczne podsumowanie roku, czyli sposób na wyrzucenie z siebie wszystkich brudów oraz pozostawienie ich w tyle, możliwe że skutkować będzie trzecią wojną światową, być może wojną domową, a być może nie zrobi na nikim najmniejszego wrażenia, a jedyne co człowiek po nim odczuje to chęć wypicia jednego bądź dwóch głębszych. Niemniej jednak tradycja musi być tradycją i należy odciąć pewne sprawy grubą kreską, a tylko i wyłącznie dzięki temu robię to odpowiednio.

Styczeń 2014 - W nowy rok przystąpiłam z ogromnymi nadziejami, które odrobinę ostudziły mimo wszystko bardzo zabawne HIVle. Sylwester spędzony w gronie najbliższych wówczas ludzi zdecydowanie na PLUS, co dla niektórych w tamtym okresie mogło być bardzo stresowe. Mimo wszystko nowy rok zaczął się bardzo ciekawie. Głosy o duchach, które straszą zdjęcia robione przeze mnie doprowadziły do trudności ze snem. Nie były one jedynym powodem braku snu w tym okresie, problemy ze zdrowiem zaczęły dawać się we znaki i ciężko było opanować mój sen. Jednak najnowszy ulubiony temat, czyli typowa dresdupa sprawił, że na mojej buzi czasem ukazywał się uśmiech, zgłoszenie do bloga roku napawało ogromnymi nadziejami. Muszę jednak bez bicia przyznać, że moje ogólne samopoczucie wynikające z ciągle narastającego konfliktu z rodzicami doprowadzało mnie do częstego płaczu, dlatego też miesiąc styczeń zostaje oficjalnie nazwany miesącem WYĆ-EŃ.

Luty 2014, czyli miesiąc, w którym postanowiłam odrobinę naprawić relacje rodzinne i zgodziłam się na przeprowadzenie szeregu badań, które miały dać jasny pogląd na moje zdrowie. Ręce pełne siniaków oraz badania na obecność środków psychoaktywnych we krwi były najmniej przyjemnymi momentami mojego pobytu w szpitalu, jednak wspominam to bardzo ciepło, ponieważ raczono mnie naprawdę dobrym jedzeniem. W miesiącu lutym miałam przyjemność również towarzyszyć mojej ówczesnej kobiecie życia podczas jej sukcesu jakim była wygrana w kategorii moda i uroda podczas gali bloga roku. Nie będę owijać w bawełnę - płakałam ze wzruszenia i nadal uważam ten dzień za jeden z piękniejszych w moim życiu, a słów wypowiedzianych przez popularną blogerkę nie zapomnę jeszcze przez jakieś trzy miesiące - uważam, że to spory sukces biorąc pod uwagę moją obecną skłonność do używek. Jedynym zgrzytem był powrót z Warszawy pociągiem - niestety PKP podczas okresu zimowego stosuje metody znane z filmów wojennych i jedyne czego brakuje to esesmana zaganiającego bydło, jakim byli pasażerowie. Powrót w takich warunkach skutkuje ogromną frustracją, problemami z oddychaniem i niebotycznym zmęczeniem, które ustąpiło dopiero następnego dnia. Luty nazwiemy miesiącem SUTY, bo nie mogę zaprzeczyć, że jeszcze długo wspomnienie gali bloga roku wywoływało u mnie podniecenie.

Marzec 2014 - miesiąc w którym najważniejszym wydarzeniem było zdecydowanie przeprowadzenie się z mojego ukochanego Krakowa do Skawiny. Miałyśmy możliwość zamieszkania na SWOIM, co było owocem rozmowy mojej wówczas ukochanej z moim wówczas teściem. Takiej radości jak wtedy dawno nie czułam, zwłaszcza, że otrzymałam najnowsze wyniki badań oraz odpowiednie lekarstwa, które bardzo poprawiły jakość mojego życia. Budziłam się dużo szczęśliwsza, pełna energii, a możliwość mieszkania wreszcie tylko we dwie napawała mnie ogromną radością. W marcu jednak mojej ogólnej radości w dużej mierze sprzyjała natura, którą polubiłam jeszcze bardziej. Z tego też względu miesiąc marzec zmienia swoją nazwę na JARZEC.

Kwiecień 2014, czyli okres bardzo dla mnie nieprzyjemny - moje zęby zaczęły żyć własnym życiem, co było podobno wynikiem chorób i cotygodniowe wizyty u dentysty weszły mi tak w krew, że nawet przestałam uciekać przed wiertłem. Skłamałabym jednak, że polubiłam ten dźwięk, był on jednak zdecydowanie bardziej przyjemny niż okrzyk radości (a właściwie pisk) Oli, która wygrała roczny zapas Arizony. Jest to dla mnie dość istotne wydarzenie, ponieważ nasze wydatki na jakiekolwiek napoje spadły do minimum. Trzeba jednak przyznać, że ilość puszek porozmieszczanych po każdym kącie mieszkania mogła irytować. Na pocieszenie przyszła jednak Gosia Andrzejewicz, która za każdym razem poprawiała samopoczucie swoim podobieństwem do sera Goudy i ten typ humoru doskonale komponował się z moją cotygodniową terapią na jaką zaczęłam uczęszczać. Pan psychiatra przepisał mi również trzy fantastyczne lekarstwa, które miały podnieść moje ogólne morale, ja jednak zbyt przestraszona ewentualnymi skutkami ubocznymi, uznałam, że jedyne czego od tego Pana oczekuje to diagnoza. Kolejny już raz należałoby powtórzyć powiedzenie KWIECIEŃ PLECIEŃ CO PRZEPLATA - ale co tym razem? - Trochę zęby, trochę domu wariata, bo jednak....byłam chora.

Maj 2014, czyli miesiąc, w którym na pierwszy plan wychodzi (ciężko mi o tym pisać) zdrada mojego przyjaciela, który niestety został sprytnie zmanipulowany przez moje sądowe rywalki. Zeznania podczas rozprawy doprowadziły mnie w pewnym stopniu do sporego załamania nerwowego i nawet moja terapeutka, którą zaczynałam lubić nie potrafiła przetłumaczyć mi takiego obrotu spraw na bardziej korzystny. Rozprawę uprzedził jednak mój prawie-wypadek samochodowy, który wstrząsnął na mną na tyle, że postanowiłam wziąć się w garść ze swoją depresją i ruszyć do ataku. Niestety najwyraźniej prawie-wypadek nie był tak skuteczny jak możliwe, że zwykły wypadek, bo moja zmiana nastawienia trwała właśnie do ów rozprawy. Muszę tutaj podziękować osobom, które towarzyszyły mi w tym czasie, ponieważ bardzo szybko znalazły ewentualne haki na powódki oraz ich świadków, co pozwalało mi wierzyć w lepsze jutro. Nie miała ta nadzieja wpływu jednak na moje ogólne samopoczucie, które było coraz gorsze - w dużej mierze przez relacje z rodzicami, które pogarszały się każdego dnia, a kipiąca z ich ust nienawiść w stronę kobiety mojego życia doprowadzała mnie do jeszcze większych problemów ze snem. Miesiąc Maj otrzymuje nazwe BYE (czyt. baj), ponieważ z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że są to ostatnie chwilę idealnego związku, który zaczął przeradzać się w bardziej kłótliwy oraz...niezgodny.

Czerwiec 2014 - z początkiem czerwca okazało się, że mój (wówczas) zdradliwy przyjaciel dopuścił się kolejnego przewinienia, za co zapewne wiele osób dałoby mu czerwoną kartkę. Ja natomiast jestem człowiekiem z sercem na dłoni i chętnie przyjęłam jej wyjaśnienia, by rozpocząć na nowo przyjaźń. Początkowo jak wiadomo z dużo większym dystansem, który z biegiem miesięcy się zmniejszał, ku mojej ogromnej uciesze. Pod koniec czerwca zostałam wręcz na siłę wysłana na wakacje i niestety nie przeżyłam tej próby, jaką była rozłąka z moją ukochaną. Wielokrotnie upijałam się bądź po prostu przesadzałam z wymaganiami dotyczącymi wspólnych rozmów na fb. Kończyło się to ogromnymi kłótniami. Udało mi się co prawda usłyszeć raz 'przepraszam', co jak wszyscy zapewne wiecie - z ust tej osoby jest czymś niezwykłym, nie zmieniło to jednak faktu, że nasze osobne wakacje okazały się przełomowe w naszych późniejszych relacjach. Po powrocie do Polski wyraźniejszym od powstałego kryzysu w związku okazał się mój kryzys z górną siódemką. By zaspokoić waszą ciekawość powiem wprost - pozbyłam się jej i teraz już wiem, że powinnam utratę tego zęba kojarzyć z utratą czegoś o wiele bardziej istotnego, bo nie chcę was okłamywać - moja wiara w miłość ogromną również zaczęła odrobinę słabnąć. To nie była tylko jednostronna reakcja, jak wam się zapewne wydawało, na kryzys. Jak jednak wspominałam, ząb był chyba najbardziej interesującą mnie wtedy sprawą, dlatego czerwiec dostanie piękną nazwę ZĘBIEC.

Lipiec 2014 - miesiąc, o którym tak naprawdę niewiele mam do powiedzenia. Dni pełne monotonii przeplatały się z kłótniami lub problemami jakie zaczęłyśmy mieć już parę miesięcy wcześniej. Dodatkowo zaczął mnie bardzo boleć rozłam, jaki nastąpił w mojej rodzinie w ciągu ostatniego roku. Mamusia nie zamierzała dawać spokoju i telefony powtarzały się coraz częściej, co kończyło się na jeszcze większej ilości bezdechów sennych. Na ratunek przyszedł jednak lek, który dostałam od pana psychiatry i alprox wielokrotnie pomógł mi w spokojnym śnie. Jedyne co napawało mnie wówczas optymizmem to piękna pogoda, rozbiegana Zgredzia, Cicik i Fufu, którzy wspólnie wygrzewali się na słońcu. Jak nazwałabym ten miesiąc? Nie mam pojęcia, bo rutyna, która opanowała moje życie tak przysłoniła mi oczy, że niewiele z tego okresu pamiętam. Mimo to, uznajmy, że Rutyniec to najlepsza z nazw, która w pewien sposób wyraźnie opisuje tamten miesiac.

Sierpień 2014, czyli miesiąc rozstania z moją wielka miłością. Ów rozstanie poprzedził szereg kłótni przeplatanych z naprawdę pięknymi momentami. Wspólne wybieranie paneli do salonu lub mierzenie ścian celem wyliczenia litrów farby potrzebnej na odmalowanie pokoju na zawsze pozostaną mi w pamięci, gdyż - no cóż - nigdy nie planowałam tak poważnego działania w miejscu mojego zamieszkania. Niestety kłótnia o wyjście do galerii Kazimierz przekreśliła moje remontowe zapędy i powróciłam z ogromnym ciężarem i smutkiem do domu rodziców, którzy przyjęli wiadomość o moim rozstaniu z szampanem w ręku. Nie podzielałam ich radości, ponieważ wierzyłam bardzo mocno na powrót w ramiona mojej ukochanej, która mi zresztą to obiecała podczas wynoszenia walizek. Zapłakana dziewczyna wisząca na szyi zawsze wzbudza ogromne emocje, a w moim przypadku dała mi nadzieję na lepsze jutro. Postanowiłam wziąć się za siebie, odnaleźć swój zagubiony charakter i wreszcie cieszyć się życiem, tak by osoba, którą kocham chciała mnie ponownie, dlatego też miesiąc sierpień, wyjątkowo nie dostanie żadnej innej nazwy, bo - jak wszyscy wiemy - przez pryzmat późniejszych wydarzeń pozostaje tylko jedno: brak słów.

Wrzesień 2014 - Wreszcie zaczęło wracać mi zdrowie, mimo początkowej fazy pijaństwa, które chyba każdy rozumiał. Nadal żyłam pełna nadziei, gdyż spotkania z moją ex-lubą nie były takie tragiczne, zwłaszcza w momencie gdy robiłam jej zdjęcia. Niestety moje emocje wielokrotnie wzięły górę i muszę bez bicia przyznać, że wieloesemesowe wywody o uczuciach mogły doprowadzać tę jedna osobę do szału - skąd jednak miałam wiedzieć, że okres miesiąca w zupełności wystarczył na poradzenie sobie z uczuciem i sentymentem? Zapewne tutaj największą rolę odebrała pani z tipsami, która przejęła moją rolę pewnej sobotniej nocy i postanowiła zblacharzyć (?) moją lubą. Jak się okazało potem - wyszło jej to całkiem dobrze. By oderwać się od ciągłych wyzwisk, obelg i smutnych smsów z cyklu 'jesteś śmieciem' poleciałam na wakacje życia. Miejsce jak z bajki, ale widok zakochanych par na tle zachodzącego słońca, chowającego się za horyzontem oceanu budził we mnie romantyka i....ogromny płacz. Lekarstwem na niego było wino, które hojnie lano mi do lampki. Wynikiem tego był bardzo chwiejny nastrój, który jak naiwnie wierzyłam zostanie zrozumiany przez moich internetowych przyjaciół. Popisałam się jednak ogromną głupotą wierząc w to, że ktokolwiek z nich byłby w stanie to zrozumieć. Miesiąc ten nazwę miesiącem EMOSIEŃ, bo niestety wielokrotnie emocje wygrywały nad moją coraz zdrowszą już głową i niestety krzyk serca był zdecydowanie wyraźniejszy niż szepty głowy, która mówiła 'nie'.

Październik 2014, czyli miesiąc jak najbardziej przełomowy. To w nim właśnie poszłam pierwszy raz na imprezę do klubu, do którego naturalnie zabrała mnie Patrycja aka Ruda. Z imprezy wyszłam z numerem telefonu, który w późniejszym okresie częściej pojawiał się na liście moich połączeń wychodzących oraz przychodzących. Mogłam się jednak spodziewać, że nie jest to jedyna relacja  w którą zostanę uwikłana, bądź będzie próba takiego uwikłania. Mimo wszystko postanowiłam spróbować spotykać się z kimś z innego świata i zapomnieć o tym starym, który nadal zmieniał swój wizerunek z pięknego, na okrutny i bez klasy. Nie mogę jednak powiedzieć, że byłam bez winy - powiem wręcz, że byłam prowodyrem narastającej agresji, jednak zazdrosne hasła i porównywanie mojej nowej wybranki do klina uważałam za zbyteczne. W październiku również rozpoczęłam studia, moje zdrowie powróciło do normy i czułam się coraz lepiej. Na mojej buzi coraz częściej widziany był uśmiech, a rosnąca pewność siebie sprawiła, że miałam coraz więcej adoratorek. Ja jednak uparcie broniłam swoich uczuć, które uważałam za największą moją wartość, stąd też Październik nosi od dziś imię miesiąca paździerzy, bo niestety - wiele z moich adoratorek intelektualnie było na poziomie właśnie paździerzy.


Listopad 2014 - ten okres rozpoczął się serią imprez, na których zdarzały mi się bardzo dziwne sytuacje. Na powodzenie nadal nie mogłam narzekać, do tego stopnia, że zaczęło mnie to w pewnym momencie męczyć. Wychodziłam już ze swojego dołka i czułam się momentami naprawdę wyśmienicie. Nastrój mój zaburzały jednak sygnały, że osoba, na której jak mi się wydawało, dalej mi zależało odnalazła nowy obiekt westchnień. Ja oddawałam się uciechom życia, koncentrując jednak na planach dotyczących zamówienia do sklepu. Nie udało mi się niestety osiągnąć w tym miesiącu spokoju, ponieważ narastająca wokół mojej osoby nienawiść, kreśliła kolejne pytania w mojej głowie. W tym również miesiącu dowiedziałam się, że orientacja nie jest tak trwałą rzeczną jak zwykło mi się wydawać - nie będę jednak tego oceniać, bo zamiłowanie do strap-ona miałam zawsze, co nie znaczy, że zamieniłabym go w czasie kryzysu na wersję podgrzewaną. Wiadomość tę jednak przyjęłam z pewnego rodzaju obrzydzeniem, bynajmniej nie chodzi o kwestię uczuć, ale przede wszystkim pewnych zasad. Postanowiłam pojechać na weekend do Warszawy, by przemyśleć swoje PERSPEKTYWY dotyczące tego miasta i taką rzecz uczyniłam właśnie w miesiącu Grudniu. Listopad to dla mnie miesiąc przede wszystkim wielkiej ilości zawirowań, bo większość relacji olałam i zrobiłam to głównie dla dobra tych osób. Mój mózg nastawiony był tylko i wyłącznie na imprezę. Listopad zyskuje dumne miano miesiąca Penisopad, z nadzieją i noworocznymi życzeniami, by te szybko nie opadały.


Grudzień 2014, miesiąc WWW, czyli Wino Warszawa i Wino. Mój wyjazd do warszawy udał sie jak najbardziej, spotkanie się z przyjacielem, spotkanie rywalek z sądu i wiele innych śmiesznych sytuacji doprowadziły do tego, że ciężko było pogodzić mi się z moją obecnością w Krakowie. Uznałam więc, ze najlepiej będzie przepić ten okres, wszak zdecydowałam się już na wyprowadzkę do Warszawy, której zresztą podczas urodzin życzyła mi moja najlojalniejsza przyjaciółka z dawnego okresu, która postanowiła każdą moją tajemnicę dla beki wyjawić osobie, która winna być osobą najmniej zainteresowaną. Nie mam zamiaru oceniać takiego zachowania, bo młode ciało może bardzo zawrócić w głowie, a tak się z nią właśnie stało, dlatego wybaczamy niegodziwe zachowanie, bo przyjaźń z panią hetero zdecydowanie ułatwiła jej zdobycie swojego 15letniego arcydzieła. W moim domu nie działo się specjalnie dobrze i wieczne kłótnie z matką miały duży wpływ na moje pijaństwo, które jednak sprawiło, że powstała urocza armia elfików, którzy to bawią mnie każdego dnia wręcz do łez. Mój chwilowy alkoholizm przyniósł jednak jeszcze jedną korzyść, coś zupełnie niespodziewanego, coś zupełnie niezwykłego i powodującego skręt w brzuchu, ale nie zamierzam się tym z wami dzielić, bo - chociaż jestem osobą niezdolną (jak mi się wydawało) obecnie do uczuć, to cytując moją byłą dziewczynę - podnieca mnie inteligencja. I dlatego też zamierzam być od dziś zombie i zjadać tylko i wyłącznie istniejące, duże i soczyste mózgi, których w moim otoczeniu jest niewiele. Mam jednak to szczęście, że mój zmysł zombie'aka wyczuł największy w mojej karierze. Dlatego życzę wszystkim, by również postanowili zamienić się w zombie - mózgi wszak smakują fantastycznie. Do zobaczenia za rok!



You may also like

10 komentarzy:

  1. Listopad to zdecydowanie mój ulubiony opis XDDD Jesteś mistrzem i tyle w temacie, myślę, że w sumie tyle wystarczy

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Cię :') najlepsze podsumowanie roku na świecie <3 /Szatap

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu MEGA <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham Cię, Ins. Nadal.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeny Klaudia super...♥ /elfig

    OdpowiedzUsuń
  6. KLAUDIA SUPERR ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowne podsumowanie <333 Mój ulubiony też PENISOPAD ;pp
    + mógłby ktoś podać mi linka do obecnego aska Klaudusi? zapomniałam nazwy i teraz nie mogę znaleźć ;/

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie masz się nad czym zastanawiać! :) zgadzaj się i tyle :* powodzenia Insior !:)

    OdpowiedzUsuń