O tym jak umierałam + Najedzeni Fest + Ćwiczenia

/
14 Comments
O tym jak umierałam

Nie wiem czy ktokolwiek z was ma starsze rodzeństwo. Ja mam starszego brata, którego całe życie darzyłam największym szacunkiem i miłością. Co więcej - jest najważniejszym mężczyzną w moim życiu (wyłączając z wyścigu oczywiście Cicika, bo każdy wie, że mój kot jest bezkonkurencyjny). Od najmłodszych lat wzorowałam się na moim bracie, stąd zamiłowanie do chodzenia na mecze tudzież zabawa samochodzikami nie były niczym dziwnym. Uwielbiam wspominać czasy, w których czekaliśmy aż nasi rodzice pójdą na jakąś imprezę, zakładaliśmy gogle narciarskie, kombinezony i urządzaliśmy w mieszkaniu poligon. Zakupione kilka tygodni wcześniej na odpuście pistolety na kulki nie mogły się przecież zmarnować. Moi rodzice zamykali drzwi, przekręcali klucze w zamku, a my ruszaliśmy do naszych ekwipunków, ładowaliśmy naboje i zaczynaliśmy w siebie strzelać. Do tej pory nie zapomnę jak udało mi się trafić go w szyję i spadło mu najwyraźniej dużo HP, bo musieliśmy zrobić przerwę. Podobna przerwa miała miejsce kiedy to ja ukryłam się pod kanapą, a on to naturalnie rozgryzł. Strzelił w podłogę i kulka odbiła się tak, by wylądować na moim podbródku. Rozpłakałam się - jak to młodsza o niemal dekadę siostra. Ale ja nie o tym chciałam. Mój brat miał swego czasu bardzo poważne ataki hipochondrii - umierał wielokrotnie, wielokrotnie wydawało mu się, że jego czas się kończy. Nie inaczej mogło być ze mną. O ile oczywiście podejrzenia 20-letniego faceta mogą być brane pod uwagę, o tyle 9-latka, która krzyczy, że ma zapalenie opon mózgowych, bo swędzi ją głowa, wydaje się śmieszne. Wszystko za sprawą tajemniczej książki, jaką to dostaliśmy już nie wiem od kogo, a co ważne - nie wiem po co - "Lekarz Domowy". Książka ta odpowiadała na niemal każde pytanie dotyczące naszego samopoczucia. Przykładowo, bolała kogoś głowa, więc otwierał książkę na stronach odpowiedzialnych za zdiagnozowanie choroby, w których jednym z objawów jest właśnie ból głowy. Wyglądało to jak taki test i odpowiadało się na pytania "tak" lub "nie". Właśnie dzięki tej książce swędzenie głowy zostało zdiagnozowane przeze mnie jako zapalenie opon mózgowych. Szkolna pielęgniarka co prawda zmieniła diagnozę, ponieważ stwierdziła u mnie wszy, ale ja i tak dzielnie trwałam przy mojej medycznej biblii. Czasem zdarzało mi się ją czytać tak o -bez większego sensu i potrzeby. Uważałam to za rozsądne, ponieważ to logiczne, że nie zawsze mogę mieć ją przy sobie, a umrzeć można zawsze. Podczas jednego wieczornego przeglądania stron odpowiedzialnych za ból brzucha (to dość typowy objaw wśród dzieci, zwłaszcza jeżeli żelki przeżerają kotletem i Danonkami w ilościach kilogramowych). Trafiłam wtedy na bardzo interesującą dla mnie chorobę - zapalenie wyrostka robaczkowego. I wtedy się zaczęło...

Podeszłam do mojego oczytanego brata i zapytałam go co to jest wyrostek robaczkowy, bo w "Lekarzu Domowym", pod hasłem zapalenie wyrostka robaczkowego zaznaczony był wykrzyknik i bardzo groźnie brzmiące hasło "Skontaktuj się jak najszybciej z lekarzem!" (całość opatrzona była czerwonym lub żółtym kolorem i wykrzyknikiem, który nakazywał dzwonienie do domu pogrzebowego, celem domówienia szczegółów pogrzebu). Mój ukochany starszy brat bardzo szybko wyjaśnił mi na czym polega schorzenie, o które go zapytałam. Doskonale wiedział o co pytam, najwyraźniej też wyrostek robaczkowy wydawał mu się bardzo groźną sprawą. Wróciłam do mojej książki i doskonale przeanalizowałam co musi się dziać, bym mogła z całą pewnością stwierdzić, że mam zapalenie wyrostka robaczkowego. Od tego momentu bałam się o moje życia podczas każdej niestrawności, każdego mniejszego lub większego bólu życia, a pani pielęgniarka w podstawówce musiała mnie wielokrotnie uspokajać, gdy przychodziłam z płaczem, że tym razem na pewno umieram. No bo od tego należy zacząć - jak wyrostek robaczkowy pęknie, to człowiek umiera i nikt go nie uratuje. Wyobrażałam sobie ten narząd (???) jako tykającą w moim brzuchu bombę, która wybuchnie przy najgorszej możliwej okazji i zakończy mój żywot. 

Najgorszym wspomnieniem, które towarzyszą mojemu umieraniu, było moje rzekome zapalenie wyrostka podczas wakacji 1997. Była wtedy ogromna powódź w Polsce i cały ten wyjazd uważam za najgorszą karę w życiu jaką dostałam kiedykolwiek od moich rodziców. Jest to tak paskudne wspomnienie, że nie zamierzam poświęcać mu osobnej notki, więc opowiem wam teraz do jakich ekskluzywnych warunków wysłali mnie moi współtwórcy. Pominę fakt, że domki, w których dzieci (w tym ja) zostały ulokowane znajdowały się jakieś 30 metrów od małego jeziorka, które było jedną z większych baz rozrodczych miejscowych komarów. Sama powódź i wilgotność Polski w tym okresie sprzyjała hordom tych krwiożerców w powietrzu, ale uwierzcie mi - tam na jeden metr kwadratowy przypadało mniej więcej pół człowieka, 30 centymetrów kwadratowych trawy, pół metra kwadratowego kałuży i czterdzieści milionów komarów. Żeby skutecznie dostać się z domku do jadalni trzeba było zaopatrzyć się w cokolwiek, co pozwoliło utorować drogę i przebić się przez armię komarów. Nie zniechęcało mnie to jednak, bo był to obóz konny, a ja miałam w tamtym momencie bardzo duży pociąg do jeździectwa. Po przyjeździe rozpakowałam się i po kolacji poszłam spać. Około godziny drugiej w nocy obudzili mnie dorośli mężczyźni, którzy nakazali mi i moim koleżankom jak najszybsze spakowanie najpotrzebniejszych przyborów. Byłam tak rozemocjonowana ich najściem, że pomyślałam, że to jakaś kolonijna gra i wzięłam piórnik z pisakami i kredkami, bo przecież o cóż innego może chodzić. Okazało się, że domek zalało, a panom chodziło o majtki, skarpetki i szczoteczkę do zębów, ale o tym dowiedziałam się następnego dnia. Koniecznie muszę wspomnieć, że w moich dążeniach do opanowania medycyny, byłam tak konsekwentna, że jeszcze przed wyjazdem udało mi się dowiedzieć, że komary przenoszą takie groźne choroby jak malaria lub borelioza. Dopiero zaczęłam studiowanie właściwości wirusa HIV, ale dowiedziałam się, że przenosi się przez krew, stąd też logiczne dla mnie było zagrożenie, jakim było każde ugryzienie komara. Nie zapominałam jednak o bombie, którą miałam ukrytą po prawej stronie brzucha, która tylko prosiła się o detonacje w momencie, gdy będę jak najdalej od domu i nie zdążę pożegnać się z bliskimi. Naturalnie tak też się stało podczas wycieczki - mój wyrostek musiał wszak poczekać na moment, kiedy moje ewentualne odratowanie nie będzie wchodziło w grę. Konając w autobusie, myślałam o moich drogich rodzicach i o tym, że nie pożegnam się z dziadkiem ani babcią. W końcu dojechaliśmy do naszego obozowiska (domki, w których ulokowano nas na początku zamieniono na przyczepy kempingowe, które postawiono na wzniesieniach, tak by woda i ich nie zalała), a mnie natychmiast przeniesiono do kolonijnej pielęgniarki. W mojej opinii miałam wszystkie objawy - ból brzucha po prawej stronie, podczas oddychania ból się nasilał, było mi słabo oraz miałam nudności. Wypisz wymaluj zapalenie wyrostka robaczkowego. Gdy wniesiono mnie na sale pani pielęgniarki, ta zapytała mnie co mi dolega. Odparłam pewnym, choć umierającym tonem "to na pewno zapalenie wyrostka". Pani pielęgniarka spojrzała na mnie okiem, pełnym drwiny, ale zaczęła mnie badać. Zapytała mnie skąd mam w ogóle pojęcie o takiej chorobie, zdziwiona odwarknęłam, że z "Lekarza Domowego", a w głowie wyśmiałam ją, bo to przecież było logiczne, więc skąd to pytanie. Skupiałam się jednak dalej na moich ostatnich chwilach na Ziemi, myślałam o psie, którego zostawię, o moich marzeniach na przyszłość i modliłam się do Boga, by mnie jednak uratował, a jeśli to zrobi, to obiecuję, że będę sprzątać pokój co dwa dni. Wtedy Bóg najwyraźniej postanowił się objawić, ponieważ po dwóch minutach zwymiotowałam, a ból ustał - okazało się, że się zatrułam wczorajszymi klopsikami w sosie pieczarkowym... Parę dni później odwiedzili mnie moi rodzice, którym oczywiście opowiedziałam o mojej niedoszłej śmierci i rozpłakałam się mówiąc, że jak nie wyrostek to na pewno malaria od komarów i żeby mnie stąd zabrali. Prośbę swoją motywowałam warunkami, w jakimi przystało mi żyć - pokazałam przyczepę, w którym spałam ja i pięć moich koleżanek (przyczepa miała rozmiar mniej więcej 2x2). Moi rodzice jednak zawinęli się szybko do samochodu i nie przekonała ich biegnąca za autem, zapłakana córka. Resztę wyjazdu musiałam walczyć z komarami i unikać tych prawdopodobnie przenoszących choroby, ale jak widać przeżyłam, choć nadal nie wiem jakim cudem.




Najedzeni Fest

W ostatnią niedzielę odbył się w Krakowie event dotyczący tego co każdy z nas lubi najbardziej - jedzenia. Wybrałam się na niego z Paulą i wspólnie przyglądałyśmy się różnorodnościom kuchni ze wszystkich stron świata, które bez trudu można odnaleźć na mapie krakowskich restauracji. Jak dobrze wiecie nie jestem specjalistką kulinarną, ale doskonale wiem, co może mi smakować, a co nie. Niestety podczas wizyta w Forum (właśnie tam miał miejsce festiwal) skuszono mnie na chińską, bądź koreańską kapustę - to zdecydowanie mi nie smakowało. Przeglądając zdjęcia żałuje, że nie skusiłam się na ciasteczka lub chociażby na sushi, ale tłumaczę sobie to tym, że pikantna kapusta z Azji wypaliła mi przełyk. Muszę jednak przyznać, że samo wydarzenie jest bardzo ciekawe - na całkiem sporym terenie zaprezentowało się wiele restauracji, piekarni, cukierni czy wędzarni. Każdy mógł napić się czegoś lub zjeść - do bardziej syta, lub mniej syta (zwłaszcza jeżeli wybrał chińską kapustę). 























Ćwiczenia


Do moich miesięcznych wyzwań dołączam od dzisiaj ćwiczenia. Nie byłabym sobą, gdybym nie przeszukała internetu w ramach znalezienia najbardziej odpowiednich zestawów. W ręce wpadła mi tablica motywacji, na której odnalazłam cały zestaw treningowy. Wyzwanie trwa 30 dni - trenujemy każdego dnia według harmonogramu, jaki jest podany na grafice poniżej. Ja do moich ćwiczeń dołączam godzinną jazdę rowerkiem przed rozpoczęciem wyzwania. Każdy z nas ma większe lub mniejsze problemy z jakąś partią ciała, a nawet jeżeli nie ma to zawsze można ją udoskonalić. Być może dlatego autorka wyzwania wybrała brzuch, pośladki i nogi. Ja na moje nogi nie narzekam, ale wyzwanie to wyzwanie, dlatego zamierzam ćwiczyć też tę partię ciała. 



Zaczynamy od rozgrzewki. 



Potem 10 minut brzucha 



lub 8 minut ABS



Potem pośladki




I nogi




Kończymy ćwiczeniami rozciągającymi


I dodatkowo ćwiczenia na boczki (ćwiczcie według harmonogramu:) )



Pamiętajcie o zdrowej diecie i jedzcie jak najmniej pizzy, którą ja dzisiaj pochłaniam w ilościach wręcz okropnych. Jeżeli zamierzacie ćwiczyć od dziś ze mną, dajcie znać w komentarzu. Zapraszam też do polubienia mojego FanPage'a na FB , który powstał na wyraźną waszą prośbę w sobotę! Dziękuje za każdego lajka, jest was już prawie tysiąc! 









You may also like

14 komentarzy:

  1. Będę z Tobą ćwiczyć, ale od jutra :')

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój Boże, uwielbiam Twoje notki!
    Na Najedzeni Fest musiało być super :D
    Skończę moje wyzwanie z nożycami i od razu biorę się za to!

    OdpowiedzUsuń
  3. Będę z Tobą ćwiczyć, ale chyba zamienię ćwiczenia na nogi z Mel B na Miley Cyrus Workout: Sexy Legs (moim zdaniem są skuteczniejsze) :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja dzisiaj rano zaliczyłam swój pierwszy trening z Melką i jestem zadowolona, że udało mi się zacząć. :) Parę miesięcy temu już z nią ćwiczyłam i po dosłownie 2 tygodniach widziałam zmianę (SERIO). Teraz zamierzam dotrzymać calutki miesiąc i jeszcze dłużej, żeby mieć brzuszek jak milion dolców do wakacji! Insik, Tobie również życzę powodzenia z wyzwaniem<3
    + uwielbiam Twoje notki, bo NIE wieje z nich drętwością, a emanują poczuciem humoru, przez co cholernie wciągają i świetnie się je czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Najfajniejsze w tych notkach chyba jest to, że tytuły dają powody do obaw a w momencie rozpoczęcia czytania pojawia się tylko uśmiech :)) super Klaudia, pisz kochana bo w takie dni jak ten aż miło się robi dookoła dzięki tobie

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam twoje notki ^.^ miałaś dzieciństwo pełne przygód :D ja niestety nie mam co wspominać, no prawie... ;) a ćwiczyć też będę ale od jura, nie mogę się doczekać kolejnej notki

    OdpowiedzUsuń
  7. Insik ćwiczę z Tobą, ale od jutra bo dziś wpierprzam cały dzień słodycze, cola itp. więc sensu nie ma :) ALE OD JUTRA TRENUJEMY :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetna notka, uwielbiam twój styl pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetna notka jak zawsze! Ćwiczenia zaczynam, ale tym razem nie mel b :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja się już uzależniłam od wchodzenia tutaj :) cieszę się że piszesz bo szkoda byłoby zmarnować taki talent Insik :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy czytałam Twoje historie o hipochondrii miałam przed oczami samą siebie, ale problem jest taki, że Ty miałaś wtedy 9 lat, a ja mam 15 i sytuacja jest cięższa ~~ Aktualnie wymyślam sobie obszernego raka mózgu i stresuję się myśląc o czyhającej wszędzie mononukleozie. Poza tym -notka rewelacyjna!

    OdpowiedzUsuń
  12. Swietna notka Ins, nie myslalam ze moglas miec kiedys "sklonnosci" hipohondryczne :D
    Tez cwicze z Mel B posladki, ale juz od dawna, polecam bo cwiczenia sa nawet przyjemne :D
    Zdjecia bardzo ladne <3 Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. I jak Ci idą ćwiczenia, Insi? Bo ja codziennie zaglądam do ciebie na bloga, żeby włączyć ćwiczenia :))) i dobrze mi idzie jak na razie. Dzięki za motywację <3

    OdpowiedzUsuń