Serial #2 Czarna Lista

/
3 Comments
Czy jestem jedyną osobą, która zawsze zastanawiała się jak to byłoby mieć ojca gangstera? Ale wiecie, nie takiego przeciętnego, ale kogoś naprawdę poważnego - w skali światowej. Kogoś, kto jest na liście najbardziej poszukiwanych osób świata, a i tak nikt nie jest w stanie mu nic zrobić. Moje rozmyślania przerwał serial, na który wpadłam dość przypadkowo - czasami tak mam, że jakiś tytuł jest np. ostatnio dodanym do kategorii i go oglądam. Tak właśnie było z Czarną Listą (The Blacklist).


The Blacklist to historia Raymond'a Reddington'a, który będąc właśnie najbardziej poszukiwanym przestępcą świata, postanawia oddać się w ręce FBI, któremu proponuje współpracę. Polegać ma ona na wskazywaniu osób równie mocno poszukiwanych jak on, z którymi zdarzało mu się współpracować. Warunkiem jednak jest to, że wszelkie rozmowy i operacje przeprowadzać będzie tylko i wyłącznie z młodą agentką Elizabeth Keen.


Każdy odcinek opowiada o innej sprawie, innej osobie, którą FBI ma za zadanie schwytać, jednak jak zazwyczaj, większe wątki są poruszane w całym sezonie. Ciężko jest mi napisać cokolwiek dotyczącego serialu, tak by nie odebrać wam dobrej zabawy, bo to dość przewrotna i tajemnicza produkcja. Główni bohaterowie, czyli 'Red' (Raymond) i Lizzy (Elizabeth Keen) wchodzą w pewnego rodzaju relacje - poza rozwiązywaniem spraw, widać jak rośnie w nich coraz większa zażyłość. Nie jest to jednak typ romantycznej relacji. Red troszczy się o Lizzy, która mimo wszystko ma w stosunku do niego bardzo ambiwalentne uczucia. Wystarczy wspomnieć tylko tyle, że do momentu poznania przez Elizabeth Raymonda, prowadziła ona bardzo proste życie. Wraz ze swoim mężem planowała zaadoptować dziecko, żyła w szczęśliwym małżeństwie i rozwijała swoją karierę. W dniu, w którym Raymond zjawił się w życiu głównej bohaterki, wszystko się zawaliło, a całe dotychczasowe życie zmieniło się nie do poznania. Z ogromną przyjemnością oglądam wielką zaradność i pewność siebie Raymonda, który ma odpowiedź na niemal każde pytanie i nawet największy problem nie musi okazać się drogą do przegranej. Ja sama jestem pełna podziwu dla twórców, którzy wychodzą poza ramy utartych schematów produkcji kryminalnych (szczerze mówiąc ciężko mi wcielić The Blacklist do jedynego konkretnego gatunku, ale mimo wszystko temu jest chyba najbliżej). Każda sprawa, którą FBI musi się zająć jest wymyślna - nie zawsze dotyczy morderców czy bossów narkotykowych. Wielokrotnie Lizzy i jej partner (agent Ressler) muszą zmierzyć się z najzwyklejszymi ludźmi, którzy po godzinach 'załatwiają' interesy dla największych przestępczych umysłów świata lub z ludźmi, o których istnieniu nawet nie słyszeli, a okazuje się, że największe zbrodnie, były właśnie dziełem takich osób.

W tej chwili na antenie jest już drugi sezon Czarnej Listy i ogromnym zaskoczeniem był dla mnie odcinek, którego większa część miała miejsce w....Warszawie. Słychać język polski, widać naszą policje i polskie ulice. To chociażby świadczy o tym jak zaangażowani w produkcje są twórcy i ile czasu poświęcają, by serial był na jak najwyższym poziomie. W mojej prywatnej skali oceniam ten serial na 6,5/10 - nie jest tak porywający, bym z niecierpliwością czekała na kolejny odcinek, jednak bardzo przyjemnie się go ogląda, zwłaszcza w jesienne, coraz chłodniejsze wieczory.


Wracając natomiast do pytania, jakie postawiłam na samym początku tego wpisu - po obejrzeniu pierwszego sezonu, już wiem, że nie chciałabym mieć ojca takiego jak Raymond Reddington. Sama bym chciała nim być, chociażby dlatego by mieć takie spokojne podejście do nawet największych przykrości świata. Po raz kolejny okazuje się, że takie cechy jak opanowanie i tzw. poker-face zdobywają moją uwagę. Ale tutaj nasuwa mi się kolejne pytanie: czy osoba z poker-face'm jest naprawdę szczęśliwa? Ani Emily Thorne z 'Zemsty', ani Raymond nie są osobami, które mają życie usłane różami i czują w sobie to do czego wszyscy dążymy. Możemy zazdrościć ich cech, przypisywanych ludziom silnym, ale chyba niczego więcej, bo prawdziwe szczęście i radość jest dopiero wtedy, gdy potrafimy się nim podzielić z drugą osobą.


Dodać jeszcze chciałam, że od czwartku jestem właścicielką Iphone 6 i planuję małą recenzję, ale to wszystko w swoim czasie, bo sama jeszcze muszę poznać wszystkie funkcję. Jedyne co rzuca się w oczy już teraz to jakość zdjęć jakie robi! Popatrzcie sami!











You may also like

3 komentarze: